Strona:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.

25.  Wnet na pokładzie jak gdyby zawrzało:
I zgiełk, i wrzawa rośnie zapalczywa;
Stanęli Maury zdumieni nie mało
Jakby się walka toczyła straszliwa,
I nie świadomi, co się Luzom stało?
Skąd ten szał wściekły? Co ten ruch wyzywa?
Sądzą, iż zdradne odkryto zamiary
I że ich podstęp nie może ujść kary.

26.  Więc śpieszą tłumnie siąść na łodzie rącze
I od pogoni ujść szybkiemi wiosły:
Inni się w fale ciskają ochrończe,
By na swych grzbietach ku brzegom ich niosły:
Biegą w popłochu, bojaźń zmysły plącze
I do ucieczki skoréj zmusza posły;
Mniéj dla nich straszne czarne topieliska,
Niż pomsta wroga, co się zda tak blizka.

27.  Jak nad bagniskiem, w samotnéj zaciszy,
Przez gniewne bóstwo w żaby zamieniony
Ludek Licyjski[1] po wybrzeżach dyszy
I nieroztropnie w różne pełznie strony,
Lecz ledwo szelest najmniejszy usłyszy,
Zewsząd się rzuca, szuka fal ochrony,
Ukrywa w norach, we wspólnéj topieli,
Ledwie się jaki łeb wybrnąć ośmieli:

28.  Tak uciekali Maury. Z niemi razem
Sternik, co na śmierć pewną wiódł okręty,
Sądzi się zgubion, drży przed kar obrazem
I nie czekając rzuca się w odmęty. —
Lecz rafa grozi — przed zdradzieckim głazem
Wódz zdwaja czujność, dodaje zachęty,
Każe zwić żagle, kotwie w morze miota.
Aż się w dno wgryzły i wstrzymana flota.

29.  Uważa Gama te rozliczne dziwy
I tę tak nagłą ucieczkę sternika,
I barbarzyńców zamiar niegodziwy
Wyczytał z poszlak, do głębi przenika. —
Lecz jak objaśnić ten wicher straszliwy
Na cichém morzu? Skąd ta burza dzika,
Co wstrzymywała statki? Któż dojść zdoła?
Gama cud odgadł — i wzruszony woła:


  1. Latona prześladowana przez Junonę przybyła do Licyi, i znużona, spragniona, zatrzymawszy się koło sadzawki, gdzie wieśniacy trzcinę ścinali, poprosiła ich o trochę wody dla ugaszenia pragnienia. Ci nielitościwi na prośbę, odpowiedzieli obelgami i wodę umyślnie nogami zmącili; Jowisz, wzruszony skargą Latony, ten lud niegościnny w żaby zamienił.