40. „Ten lud szlachetny, nad którym łzy ronię,
K'przepaści wiodą niechętnych rachuby;
Miłość to moja otwiera dlań tonie,
Mógłby ocaléć, mniéj mi będąc luby:
Błagam cię za nim, w łzach mi lice tonie,
Ty szczęściu memu wbrew — wiedziesz do zguby.
Ha! gdy uczucie moje tak zabójcze,
Ja znienawidzę ich! lecz ty zbaw, Ojcze!
41. „Niech zginą z dzikich barbarzyńców ręki,
Bom ich kochała“... Nie wytrwała dłużéj:
Twarz łzy zalały podwajając wdzięki,
Jak perły rosy, gdy skropią kwiat róży;
Na ustach wrzących próśb skonały dźwięki,
Jakby stłumione od wewnętrznéj burzy;
Chce dobyć głosu, lecz Jowisz jéj broni
I gromowładca sam przemówił do niéj.
42. Przyjął jéj boleść z wzruszeniem głębokiem,
(Nie dziw, łzy takie pierś tygrysa zmiękczą),
Więc po niebiosach powiódł jasném okiem,
Co chmury płoszy, niebo stroi tęczą;
Całuje, ściera łzy zwalczon urokiem,
Tuli w ramiona jéj postać młodzieńczą;
Ostrożnie! — chwili zdłużonéj w zachwycie
Nowy-by Amor mógł zawdzięczać życie!
43. Lecz kryjąc śliczną twarz na jego łono
Wenus w żałości rozrzewnia się swojéj,
Tak od piastunki dziecinę skarconą
Im więcéj pieszczot, tém trudniéj się koi.
Więc, by tchnąć spokój w pierś srodze wzburzoną,
Widzeniem przyszłych dni jéj duszę poi;
Wstrząsa przyszłości łono tajemnicze,
I takich dziejów odsłania oblicze:
44. „O piękna córo moja, próżna trwoga
O Luzytanów serce twoje tłoczy;
Nikt cię nie ubiegł w mém sercu, o droga!
Gdzież jest potęga nad twe łzawe oczy?
Dziś ci przyrzekam — przyjdzie chwila błoga,
Iż imię Greków i Rzymian się zmroczy
Przed świetném mianem Luzytanji synów,
Którzy napełnią Wschód sławą swych czynów.