skiej, która od początku 4-go wieku była już w Rzymie religią panującą, wierni nie wracali do przykładu pierwszych apostołów, do wspólnej własności, tylko oddalali się coraz bardziej od niego. Nierówność między bogatymi a biednymi wewnątrz gminy wiernych zwiększała się coraz bardziej.
Jeszcze w szóstym wieku, to jest przeszło 500 lat po narodzeniu Chrystusa słyszymy nawoływanie Grzegorza Wielkiego: „Nie dość jest nie zabierać innym ich własności, nie jesteście bez winy, póki zatrzymujecie dla siebie dobra, które Bóg dla wszystkich stworzył. Kto nie daje innym tego, co sam posiada, jest zbójcą i mordercą, bo kiedy zatrzymuje dla siebie to, co posłużyłoby na utrzymanie biednych, można rzec, że dzień w dzień zamordowuje on tylu, ilu by mogło żyć z jego zbytku. Kiedy dzielimy się z temi, co są w niedostatku, tedy nie dajemy im, co do nas należy, jeno co należy do nich. Nie jestto czyn miłosierdzia, tylko zapłata długu.“
Ale wołania te były daremne. Na skutek zatwardziałości ówczesnych chrześcjan, którzy napewno bardziej byli jeszcze czuli na kazania ojców kościoła, niż dzisiejsi. Lecz nie pierwszy to raz w dziejach ludzkich pokazało się, że warunki ekonomiczne są silniejsze, niż najpiękniejsze kazania. Ten komunizm, ta wspólność używania, którą głosili pierwsi chrześcjanie, nie mogła się utrzymać w żaden sposób bez wspólnej pracy całej ludności na wspólnej ziemi i we wspólnych warsztatach, a takiej wspólnej pracy ze wspólnemi środkami produkcji wówczas zaprowadzić nie było można, gdyż praca, jak rzekliśmy, była rzeczą niewolników, stojących poza społeczeństwem, a nie rzeczą wolnych ludzi. Chrześcjaństwo od początku nie podjęło i nie mogło podjąć zniesienia nierówności w pracy i w posiadaniu środków do pracy, przeto beznadziejne były usiłowania jego, aby znieść nierówność podziału
Strona:PL Luksemburg Róża - Kościół a socjalizm.pdf/24
Ta strona została uwierzytelniona.
— 18 —