przemian z radości i obejmując kolana hrabiny Cagliostro, sypał słowami, do których czuł się uprawniony w tych romantycznych okolicznościach w jakich się po raz drugi spotykali.
Jego porywcze, bezładne, chwilami wesołe, chwilami poważne słowa, mogłyby rozbroić najbardziej niedostępną kobietę.
— To pani? — mówił — to znowu pani i to zjawiająca mi się w tak cudowny sposób. Istne Deus ex machina! W chwili bowiem gdy ta banda byłaby mnie z całą pewnością dogoniła i jeśli nie zabiła to już obiła, zjawia się pani jak mój dobry duch zbawczy. Jakże strasznie jestem szczęśliwy i jak strasznie panią kocham! Kocham panią od lata, od całych stuleci! Doprawdy czuję nagromadzoną w sobie miłość wieczną, miłość starą a tak młodą i piękną jak pani. Bo pani jest piękną, tak piękną że nie można patrzeć na nią bez w zruszenia! Mógłbym patrzeć całe lata na panią i podziwiać jej uśmiech, jej spojrzenie... ten nieuchwytny wyraz twarzy pani, który stanowi taki jej urok, to coś czego nie można odczytać, nie można posiąść!
Zaczerwienił się nagle i zniżył głos.
— Pani gniewa się na mnie? — zapytał — pani tak patrzy na mnie w tej chwili. A przecież nie może pani wzbronić bym ją kochał...
W odpowiedzi uchyliła drzwi bryczki i rzekła:
Strona:PL M. Leblanc - Córka Józefa Balsamo hrabina Cagliostro (1926) T.1.pdf/105
Ta strona została przepisana.