stwa kryje się za tym jej wiecznym uśmiechem. Gadzina, żmija, tchnąca jadem.
Było coś dzikiego, coś średniowiecznego w tym jego ataku; coś z mnicha znęcającego się nad ofiarą, która za chwilę ma posłać na stos. Głos jego chrypiał ze wzburzenia, ruchy jego były gwałtowne, cała twarz płonęła.
— Niech się pan uspokoi, panie Beaumagnan! — zwróciła się doń hrabina z łagodnością, która zakrawała niemal na obelgę.
Widać było że starał się zapanować nad sobą; przez chwilę umilkł jakby chcąc zdusić dławiącą go wściekłość, mimo to jednak, gdy mówić znów zaczął, słowa tak żywo, tak gwałtownie wyrywały się z jego ust, że zebrani z trudnością zrozumieć mogli treść spowiedzi, z którą zwrócił się do nich.
I ja po śmierci Iseval‘a czyniłem poszukiwania. Czułem instyktownie że nie skończy się na tych dwu ofiarach.... i zarazem zdawałem sobie sprawę że na mnie to, zwróci się złość tej czarownicy. Wszak znać musiała wszystkie moje zamierzenia... niemal moje myśli.... Było to w czasie gdy nosiłem się z zamiarem przywdziania szat kapłańskich.
Byłem więc opancerzony przeciw złemu, broniony mocą mojej wiary.
Umyśliłem jednej nocy udać się na zebranie spirytystów, w nadziei spotkania tam tej piekielnicy.
Strona:PL M. Leblanc - Córka Józefa Balsamo hrabina Cagliostro (1926) T.1.pdf/52
Ta strona została przepisana.