na brzegu to są to stare, nieużywane nigdy nosze, których nikt w zamku nie rozpozna. Niema obawy.
Głos barona był tak niepewny, tak zmieniony że Bennetot nie mógł go rozpoznać.
— Co tobie Gotfrydzie? — spytał.
— Nic. Daj mi spokój z pytaniami.
— No to mów co robić.
— Teraz przywiąż ten kamień. Tak. No a teraz musimy „jej“ odkneblować usta i spytać ją jakiem jest jej ostatnie życzenie. Beaumagnan mi to polecił. No, zbliż się do niej.
— Ja? — zawoła Bennetot w panicznym przestrachu — miałbym jej odsłonić twarz, przemówić do niej!? Nie zrobię tego za nic.
— Ani ja. Nie mogę zdobyć się na to.
— Co prawda jest winną przecie.... zabiła tamtych dwóch...
— Zabiła... prawdopodobnie że zabiła... to straszna kobieta, która tylko wygląda tak niewinnie napozór...
— Ale jest tak piękna — westchnął Bennetot — tak piękna jak święta...
I nagle, uklęknąwszy na brzegu począł modlić się za tą, którą za parę chwil miał wydać na niechybną śmierć.
Strona:PL M. Leblanc - Córka Józefa Balsamo hrabina Cagliostro (1926) T.1.pdf/80
Ta strona została przepisana.