miu kamieni. Chciał zdać sobie sprawę z tego, coby to mogło oznaczać i sądzę, że to on kazał pilnować jej domu.
— Niestety nie możemy się o tem przekonać.
— Owszem, możemy Jozyno.
— W jaki sposób?
— Badając pannę Rousselin.
Józefina Balsamo drgnęła, ale Raul, nie zwracając na to uwagi, ciągnął dalej:
— Należy ostrożnie wypytać artystkę....
— Wypytać ją? wypytać?
— No oczywiście, to takie proste.
— A więc ona w takim razie żyje?
— Chyba — rzekł wybuchając śmiechem.
Zerwał się ze swego krzesła i, wykonawszy kilka szalonych piruetów, znów wrócił się do oniemiałej kochanki:
— Na miłość Boską, pani hrabino, niech mi pani nie rzuca tak groźnych spojrzeń. Gdybym nie był narażał cię na ten wstrząs nerwowy, czyż byłabyś mi opowiedziała to wszystko, co mnie tak zainteresowało? A co za skutek z twego milczenia? Poprostu taki, że pewnego dnia Beaumagnan zabrałby klejnoty, a ty lałabyś łzy po niewczasie! Proszę cię, uśmiechnij się, zamiast się gniewać.
Szepnęła:
— Ośmieliłeś się! Posunąłeś się do kłamstwa, do szantażu, aby wyłudzić odemnie te zwierzenia! To niecna komedja, której ci nigdy nie daruję!
Strona:PL M. Leblanc - Córka Józefa Balsamo hrabina Cagliostro (1926) T.2.pdf/27
Ta strona została przepisana.