Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/13

Ta strona została przepisana.
— 7 —

takeśmy się zagadały, że gdy nareszcie wyszłam od niej, pociąg już był na stacyi. Biegłam też jak szalona, biedna stara służąca nie mogła mi nastarczyć. Bóg wie gdzie ona się podziała. Chodziło mi o to, żeby się nie spóźnić i koniecznie dziś odjechać, bo moja siostra taka imaginacyjna, a szwagier ma czekać na stacyi.
— I nie bała się pani jechać sama jedna?
Podróżna spojrzała nachmurzona i z miną brawurą odpowiedziała:
— Bać się? dzieci się tylko boją, mój panie!
— Ja tylko tak się zapytałem, bez żadnej ubliżającej myśli — odparł uprzejmie Henryk. — Właśnie przed chwilą widziałem kilka podejrzanych osobistości, których nie radbym spotkać na mojej drodze, będąc młodą panienką.
— Zapewne to byli górnicy — zauważyła panna.
— Tak, ale pijani, a co dziwniejsza, że wielu z nich mówiło po włosku.
— O, my tu mamy dużo Włochów między górnikami.
— A! ztąd też zapewne tyle morderstw i krwawych historyi, jakie zwykle pod rubryką “Wiadomości z Bytomia” drukuje Gazeta Szląska.
— I ja tak myślę, bo przy lada kłótni, gdzie polski chłop tylko pięściami wojuje, Włoch zaraz noża dobywa.
— I często się to trafia?
— Bardzo często.
— Więc wszystkie te straszne awantury i zabójstw a nie są wcale zmyślone.
— O bynajmniej; takie rzeczy zdarzają się tu mniej więcej co tydzień — potwierdzała dziewczyna z pewnym rodzajem próżności, jakby chełpiąc się tak wojowniczem usposobieniem swych sąsiadów.