Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/17

Ta strona została przepisana.
— 11 —

— A! pan tylko przejeżdża.
— Jadę na samą granicę.
— Na granicę? I dopiero teraz pan to mówisz! A ja się rozgadałam tak śmiało z panem, w nadziei, że za godzinę już będziemy daleko od siebie!
Tu przerwała, nie wiedząc sama, czy ma się gniewać, czy rozpłakać na dobre.
— Mój Boże! Nie zastanawiałem się nawet, czy pani to może przykrość zrobić — zapewniał Henryk, równie zdziwiony temi wyrzutami, jak poprzedniem zaufaniem i prośbą o radę.
— A jednak mówiłam, że się spodziewam rozstać z panem za chwilą i nie widzieć go więcej — odparła zadąsana. — A teraz kiedy pan pojedziesz na granicę...
Zanim Henryk zdołał coś wymyśleć na swe uniewinnienie, pociąg zatrzymał się przed dworcem w Bytomiu. Zły humor panienki martwił i śmieszył zarazem porucznika, który chcąc odzyskać stracone względy, postąpił ku niej i rzekł:
— Przebacz mi pani, jeślim co zawinił, i miej trochą przyjaźni dla mnie — gdybyśmy się jeszcze kiedy spotkali.
Dziewczyna nie odpowiedziała ani słowa, tylko wychylając się z wagonu, żywo poruszała rękawkiem, by zwrócić uw agą stojącego opodal wysokiego, z ogromną czarną brodą mężczyzny.
Jaka szkoda, że nie znał nawet nazwiska swej towarzyszki. Spostrzegł, że niegrzecznie się znalazł, zaniedbując przedstawić się panience; ale teraz już było zapóźno.
Drzwi wagonu otwarły się szybko, a panienka, zaledwie skinąwszy głową w odpowiedzi na pożegnalny ukłon porucznika, jednym susem już była na ziemi.