Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/18

Ta strona została przepisana.
— 12 —

Za to brodaty jegomość rzucił na młodzieńca nader badawcze spojrzenie, pomrukując pod nosem:
— Czemu nie w damskim przedziale? — ale po chwilce badania, ukłonił się grzecznie, pytając: Za pozwoleniem panie poruczniku, czy nie jedziesz pan do Krzyżanowic przypadkiem?
— Rzeczywiście — odparł Henryk zdziwiony — to jest właśnie cel mej podróży.
— Zaraz to sobie pomyślałem; pozwoli pan zatem, że mu się przedstawię: jestem radzca Werchart z Krzyżanowic.
— Porucznik Świecimski do usług.
— Rad jestem bardzo, że pierwszy tu pana powitam, tem bardziej, że dziś właśnie spodziewałem się pańskiego przyjazdu. Muszę bowiem oznajmić panu, że na mnie przypadł miły obowiązek ugoszczenia pana w moim domu przez czas pobytu jego na granicy. Jeśli żadne interesa nie zatrzymują pana w Bytomiu możemy dziś jeszcze odjechać razem do Krzyżanowic; sanki moje stoją tuż za dworcem, zabierzemy i pakunki pańskie, jeśli ich nie ma zbyt wiele.
— Serdecznie dziękuję za tak uprzejme przyjęcie i z przyjemnością przyjmuję propozycyę wspólnej podróży.
Panowie raz jeszcze podali sobie ręce, a Henryk prosił Wertharta, by go przedstawił swej towarzyszce; przyczem, pokornem wejrzeniem zdawał się przepraszać ją za wszelkie możliwe przewinienia. Panna zadarłszy główkę uporczywie spoglądała w przeciwną stronę.
— A! Jużeście państwo musieli w wagonie zrobić z sobą znajomość. Alinko, porucznik Świecimski, nasz nowy gość; panie poruczniku, panna Rudnicka, siostra mojej żony.