Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/25

Ta strona została przepisana.
— 19 —

drzwi sali otwarły się z trzaskiem. Kamilla krzyknąwszy przeraźliwie, padła na fotel zemdlona, a do pokoju wpadła Alinka, wołając:
— Znowu się pokazało! Wszyscy widzieli!
W tej chwili spostrzegła zemdloną siostrę i umilkła.
Pochylona, z czułością cuciła Kamillę całusami, a spoglądając na wpół z gniewem na wpół z tryumfem na gościa, mruknęła:
— Tak to zawsze tchórzom bywa. Podaj mi pan szklankę wody ze stołu.
Henryk z pośpiechem wypełnił rozkaz praktycznej dziewczyny.
— Może to nie omdlenie, lecz początek jakiej ciężkiej choroby, panno Alino? — spytał zaniepokojony.
— O, bynajmniej! Kamilla lęka się byle czego, to cała jej choroba — odparła. — Zadzwoń pan, proszę, raz dwa a dobrze, bo tak się dzwoni na pokojową.
Wszystkie te rozkazy wydawała tonem głównodowodzącego, a Henryk spełniał je prawdziwie po żołniersku, Kamilla powoli przychodziła do zmysłów.
— Teraz już może pan odejść — szepnęła Alinka żywo. — Przykroby jej było widzieć pana w tej chwili.
I znowu musiał biedny gość usłuchać mądrej rady. Wyniósł się na palcach z pokoju. W sieni spotkał gospodarza domu.
— Niepotrzebnie się pozbawiłem pańskiego towarzystwa, nie było po co odchodzić.
— Ale żona pańska ogromnie się przestraszyła tym, jak się zdaje, fałszywym alarmem.
Werthart zmarszczył brwi i niecierpliwie szarpnął wąsa.
— Ach te kobiety! Pozwól pan, zajrzę tylko co się tam dzieje.