Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/26

Ta strona została przepisana.
— 20 —

Z tem i słowy wszedł do sali jadalnej, Henryk zaś pozostał w sieni, szukając drogi do swego pokoju. Przez uchylone drzwi wysunęła się Alinka i rzekła, spoglądając protekcyonalnie:
— Już wszystko dobrze, siostra moja zdrowa zupełnie.
Zadługo jednak trwała wstrzemięźliwość Henryka, niezmierna ciekawość zajęła jej miejsce.
— Ależ na miłość Boską, cóżto było takiego?
— Aha, ciekawy pan jesteś, po co mój szwagier biegał w nocy na podwórze, i czego się bałaKamilla? Otóż powiem panu, że w tamtej stronie pałacu pokazuje się duch.
— Ależ to niepodobna!
— Nieprawdopodobne, ale prawdziwe. Tak prawdziwe, że aż człowieka dreszcze na samą myśl przechodzą. I jabym się bała, gdyby nie mój zamiar zahartowania się przeciw wszelkim strachom.
Mówiąc to, uciekła, zostawiając Henryka w ciemnej sieni, w tej chwili zegar począł już wydzwaniać dwunastą.
— Co za niedorzeczność! — rzekł młodzieniec do siebie.
— Niedorzeczność — powtórzył za nim Werthart wychodzący z sali; a przecież gdy mocny podmuch wiatru zatrzasnął z jękiem drzwiczki od komina, obaj stanęli nasłuchując mimowoli.
Henryk rozśmiał się pierwszy, gospodarz zawtórował mu wesoło, poczem podali sobie ręce, życząc nawzajem dobrej i spokojnej nocy.