Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/27

Ta strona została przepisana.



ROZDZIAŁ II.

Poczciwe duchy, wiedzione uczuciem gościnności, zostawiły porucznika w pokoju; przespał on całą noc nie zbudziwszy się ani razu. Teraz, po rannym przeglądzie swoich żołnierzy, pomieszczonych na wsi wraca do zamku.
Zamek, położony na wzgórzu panującym ponad wsią, składał się z długiego środkowego budynku z wysoką wieżą i dwóch olbrzymich różnego stylu skrzydeł. Jedno z nich, zajmowane przez Wertharta, przedstawiało dziwną mieszaninę z czasów rokoko i odrodzenia; drugie z na wpół zamurowanemi oknami, zamienione na skład zboża, zdawało się być najstarszą częścią zamku.
Był to olbrzymi czworograniasty budynek z czerwonym spiczastym dachem, dziwnie małemi oknami i jak się zdawało bez piwnic. Nowo wybite drzwi służyły do zwykłego gospodarskiego użytku, podczas gdy dawne główne wejście stało nieużyteczne i opuszczone; ponad niem wznosił się łuk słynnego chodnika, łączącego zamek z odległym może o sto kroków kościołem.
— Odpowiedniejszej dekoracyi nad ten chodnik do historyi o strachach nie możnaby sobie wyobrazić — pomyślał Henryk, przypomniawszy sobie dziwne sceny ubiegłego wieczoru, chociaż wrażenie wczorajsze osłabił pokrzepiający sen i słońce, zaglądające rano do jego pokoju. A nawet i panią Kamillę osądził on dziś jako nadzwyczaj nerwową kobietę; siostrę zaś jej nazwał zuchwałym szatankiem, wymyślającym sobie przez pustotę te straszne historye.