Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/29

Ta strona została przepisana.
— 23 —

jest spichrz, który nieboszczyk mój mąż, wielmożny pan, kazał zrobić.
— Wasz mąż nieboszczyk, wielmożny pan? — powtórzył Henryk zdziwiony, posądziwszy starą o zboczenie umysłowe. Wyczytała tą myśl z oczu jego, bo zaraz zaczęła:
— Nie, nie jestem waryatką, choć mówią, że mój mąż był wielmożnym panem. Nie jestem dumną, choć tak dobrze, jak ta zarozumiała panna z zamku, jestem szlachcianką. Byłam prawą żoną nieboszczyka pana; jestem Rudnicką, a zamek i to wszystko co oni dzierżawią, naszą było własnością. Tak to dziwnie się dzieje na tym świecie.
Dalsze zwierzenia przerwał Werthart, wracający z konnej przejażdżki. Podczas przywitana panów zniknęła oryginalna staruszka, posuwając się z zadziwiającą szybkością ku wsi. Werthart spojrzał za nią.
— Czy opowiadała panu historyą o duchach? — zapytał.
— Nie, dopiero miałem ją usłyszeć. Ale czy tam wszystko w porządku? — zapytał Henryk w skazując na czoło.
Werthart wzruszył ramionami.
— Któż to wiedzieć może? ja sam nieraz już miałem ją za waryatkę, to znów za najprzebieglejszą istotę. Jeśli opowiadała panu o swej przeszłości, to nie powiedziała za wiele, była rzeczywiście żoną dawnego właściciela Krzyżanowic.
— O tem mi też mówiła.
— Lubi ona przed obcymi przedstawiać się jako ofiara pozbawiona praw swoich; z ludem jednak, z którego pochodzi, żyje w najlepszej zgodzie.
Mówiąc to zeskoczył z konia i z gościem posunął się ku bramie, opowiadając dalej.