Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/36

Ta strona została przepisana.
— 30 —

że nigdzie nie było mu tak dobrze jak w Krzyżanowicach; duchy nawet były dla niego z uszanowaniem, zaniechawszy swych, niepokojących odwiedzin.
Czas upływał mu szybko i uprzejmie: jeździł na koniach Wertharta, sprzeczał się z Alinką, Kamilli czytał poezye. Kiedy czytał, całą duszą pochłaniała myśli poety, oczy jej błyszczały, na policzki wystąpował rumieniec, ręce opadały bezwiednie, wypuszczając robotę, a kiedy skończył ożywiała się niezwykle. Powoli przejmował jej sposób myślenia i zapatrywania się na rzeczy, a przytem zdawało mu się, że wiele już w życiu przejść musiała i teraz w tej chwili rezygnacyi szuka zapomnienia.
A przecież to natura tak łatwa do zaspokojenia, lada drobnostka uszczęśliwia ją, zkądże więc ten smutek, któremu się oprzeć nie może? Stosunki, w których żyje, są jak gdyby stworzone dla szczęścia jej, dla czegóż nie jest szczęśliwą?
Henryk myślał o tem wszystkiem siedząc w saloniku i czekając z czytaniem na panią domu. Myślał, robił spostrzeżenia i przyszedł do przekonania, że Werthart jest zacnym, przyjemnym, rozumnym człowiekiem, ale dla pięknej żony barbarzyńsko obojętnym. Przekonanie takie jest bardzo niebezpieczne dla młodego człowieka, którego czas i myśli nie są zajęte niczem ważnem. Jednakże Henrykowi nie grozi tu niebezpieczeństwo, nie byłby on nawet zdolnym uczynić nic takiego, co musiałby uważać za nieuczciwe, tem bardziej, że myśl o przyjaźni i gościnności Wertharta nie opuszczała go; samo przypuszczenie czegoś podobnego wydało mu się śmiesznem. On nie taki, jak inni młodzi ludzie, ona nie podobna do wszystkich młodych kobiet, nie ma tutaj nawet cienia niebezpieczeństwa. Tak, ani cienia!