Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/37

Ta strona została przepisana.
— 31 —

W tem zerwał się nagle, krew uderzyła mu do głowy, zapierając dech w piersiach. Cóż się stało? Nic, drobnostka: Kamilla weszła do pokoju, a zachodzące słońce oblało uroczą jej postać złotym blaskiem.
— Gdzieżeśmy stanęli? — zagadnęła.
Z lekkiem westchnieniem ujął książkę i usiadł napowrót.
W tej chwili drzwi się otworzyły i Alinka stanęła na progu.
— Czy już czytacie?
— Przychodzisz w samą porę, pan miał właśnie zacząć.
— Czyż to warto, za dziesięć minut ściemni się zupełnie... Ach!
Wykrzyknik ten wydarł się jednocześnie z ust Alinki i Henryka, który z pośpiechem usuwał nogi pod krzesło, Alinka zaś uchwyciła się całą siłą stołu, aby nie upaść.
— Jak można tak wysuwać nogi, żeby się ludzie przewracali — zawołała.
Henryk usprawiedliwiał się, w końcu wszyscy śmiali się z zabawnej przygody.
Zmrok zapadał.
Alinka opowiadała jakąś przygodę w właściwy sobie sposób; Kamilla spoglądała na ogród, gość podziwiał jej profil rysujący się na jasnem tle szyby. Nagle wzdrygnęła się; w tej samej chwili Alinka umilkła i wśród ciszy usłyszano wyraźnie dochodzący z ogrodu głos puszczyka.
— Znowu te szkaradne stworzenia — zawołała Alinka. — Zkąd one się ciągle biorą, kiedy już Artur tyle ich wystrzelał. Nie cierpię ich za te krzyki, które Kamillę tak straszą.
— Może na nie zapolować? — zapytał Henryk z pośpiechem — czy tylko panie nie przestraszą się strzału?