Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/40

Ta strona została przepisana.
— 34 —

— A to dla czego?
— Nie słyszałem jeszcze w mojem życiu takiego wiatru jak tutaj, a potem co za kominy w tym domu wielkie, że i niejedna izba w nich by się zmieściła, a muzyka w nich jak w piekle. Ja, co przecież mam jakieś wykształcenie, wiem, że to wiatr tak huczy i wyje, ale prości ludzie biorą, to za strachy. Oj, wiele tu, wiele rzeczy nie tak jakby być powinno. Ten kryty chodnik, ten stary spichlerz.
— Wiem już, wiem; to wszystko nie ma sensu.
— Z przeproszeniem pana porucznika, ja sam widziałem coś, chociaż nie wiem, co to było.
— Głupiś!
— Podług rozkazu, panie poruczniku, ale widziałem, białe, długie, przemykało się między słupami chodnika i zniknęło, jak gdyby zapadło się w ziemię. O! w tym domu niejedno nie tak, jak być powinno. Naprzykład pani radczyni.
— Oszalałeś! Chłopak wzruszył ramionami.
— Wiem o czem ludzie mówią; ludzie którzy już długie lata w tym domu służą, wiedzą dobrze...
Henryk rozśmiał się z przymusem, ale zamiast nakazać chłopcu milczenie, jak to powinien był zrobić, zapytał się:
— I cóż takiego opowiadają ci ludzie?
— Mówią, ale to musi już pan porucznik wiedzieć, że pani radczyni była ubogą panienką, jakkol-