Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/41

Ta strona została przepisana.
— 35 —

wiek te dobra należały niegdyś do jej ojca i pan radzca ożenił się z nią tylko z miłości. Ona musiała go także kochać, bo nie byłaby inaczej za niego wyszła. Kochali się więc, ojciec pani radczyni mieszkał z nimi i rok jeden szło wszystko pięknie i dobrze; aż umarł ojciec, a wtedy zaszło coś między nimi, coś bardzo złego. Każde z nich zajęło osobne mieszkanie; tak mieszkają dotąd i kiedy są sami, nic do siebie nie mówią, tylko przy ludziach. To wszystko wypatrzyła Legina, pokojówka.
— Wstydź się! — zawołał Henryk oburzony — jak śmiesz powtarzać mi takie babskie plotki.
— Ależ on mieszka tu, a ona tam, wiem o tem dobrze — powtórzył chłopak z cicha.
— Ruszaj precz! nudzisz mnie.
Po odejściu chłopca Henryk stał długo wpatrzony w świecznik, nie widząc go przecież.
— Jest więc tajemnica między nimi, jest coś, co ich dzieli... może na zawsze... Kto winien? Czyżby Kamilla? nie, to nie możliwe, ona tak łagodna; prędzejby jemu winę przypisać trzeba. Dlaczegóż więc zachowują ten pozorny stosunek, tę czczą formę, którą lada pobudka rozkruszyćby mogła?
Powódź myśli i uczuć opanowała Henryka, rzucił się w krzesło i zakrył twarz rękoma.
Nagle zerwał się, było mu tak duszno, że nie mógł oddychać, pulsa biły gwałtownie, wszystka krew zbiegła do serca. Na dworze słychać było szum wiatru i plusk deszczu, ale to nie powstrzymało go; wy-