Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/49

Ta strona została przepisana.
— 43 —

zebrać myśli, rzucił książką, wsparł głową na ręku i pogrążył się w smutnych przypuszczeniach.
— Czy to podobne? — myślał sobie. — Dlaczegoźby nie! Czyż starałem się temu przeszkodzić? Alboź nie wiedziałem, że do tego kiedyś przyjść musi? Wszak ona piękna i młoda, ma prawo być szczęśliwą, A jakimże ja dla niej byłem? zimnym i surowym, nie umiałem pozyskać jej zaufania, jej obojętność obrażała moją miłość własną.
I myślał może o tych szczęśliwych czasach, kiedy żył stary Rudnicki, a Kamilla zarówno tkliwą córką jak dobrą żoną była. Umarł jej ojciec a ona zmieniła się nagle i dziwnie. Wtedy to zajęła pokój zmarłego; Werthart zgodził się, biorąc to zrazu za dowód czci i miłości dla pamięci ojca, ale w końcu uderzyła go zmiana w jej obejściu, przymus jakiś względem niego.
Pytał się o przyczyną ale napróżno. Na wszystkie prośby i pytania odpowiadała wymijająco, aż w końcu znużony jej uporem, przestał się pytać.
Odtąd każde z nich żyło osobno; Werthart całemi siłami oddawał się pracy, ażeby cierpień zapomnieć. Wśród tego przybył w dom jego Henryk.
— Dopiero odtąd widzę jak ją oczy tego człowieka ścigają, czują czem ona jest dla mnie — mówił znów do siebie, przebiegając pokój. — Że on ją kocha, to widoczne, kocha ją i walczy z tem uczuciem; tak! teraz już wiem dla czego po nocy goni, dla czego mu za ciasno i za duszno w pokoju, dla czego nie