Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/50

Ta strona została przepisana.
— 44 —

chciał mi prawdy powiedzieć. Byłem i ja kiedyś młodym... Tak, on walczy z tą miłością, a ona — czyż nie widziałem jak się zmieszała za mojem wejściem do pokoju? a dziś czyliż nie zbladła na samą myśl, że grozi mu niebezpieczeństwo? A ja! ja pozwoliłem zajść rzeczom tak daleko, zasłużyłem na to moją dla niej oziębłością. Sądziłem, że kiedy mi nie ufa, to i kochać nie może. A przecież kiedyś kochała, a przynajmniej sądziła że kocha — była tak młoda, tak bardzo młoda. Gdybym był cierpliwszym, łagodniejszym, wszystko byłoby inaczej! Cóż dziwnego, że tęskni do miłości i współczucia — ja jej tego nie dałem — aż zjawił się ten Henryk ze swoją młodością, urodą, sercem. A! dla czegóż tak późno o tem wszystkiem myślę, może zapóźno! Zapóźno, aby jej i sobie oszczczędzić tych ciężkich walk, które przeczuwam.
Stanął przy biurku i wziął miniaturę Kamilli.
— Moją jest — szeptał, oddychając ciężko — moją jest, i miałżebym pozwolić ją sobie zabrać? Nie! — zawołał — tak daleko jeszcze rzeczy nie zaszły! Jeszcze nie!
Wyprostował się, można było sądzić, że gotuje się na spotkanie nieprzyjaciela. Po chwili głowa mu na piersi opadła.
— Cóż zyskam, jeśli jego zrobię odpowiedzialnym za własne moje winy? Cóż on temu winien? Nie... Kamilla powie mi prawdę, t k, tym razem odpowie szczerze. A jeśli utraciłem jej serce, utraciłem nie-