Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/52

Ta strona została przepisana.
— 46 —

teraz, powtórzą zawsze, choóbyś pan jeszcze raz miał o mnie pomyśleć, że jestem szaloną, zuchwałą...
Mówiła to wszystko, zapalając się coraz więcej, zarumieniona twarzyczka, po której kropliste łzy spływały, dawała nowy wdzięk dziewczynce.
Henryk spoglądał na nią z podziwieniem i rodzajem zachwytu, uczucia te jednak odnosiły się nie do tej małej osóbki, ale do przedmiotu jej współczucia.
Po chwili odezwał się:
— Pani kochasz swoją siostrę?
Odwróciła głowę w milczeniu.
— Bardzo to naturalne — ciągnął dalej z westchnieniem — ona taka miła, taka sympatyczna.
Czas jakiś szli milcząc obok siebie, Alinka stanęła i z minką zaczepno odporną, rzekła:
— Odtąd zataisz pan wszystko, coby Kamillę przestraszyć mogło?
— Bezwątpienia, panno Alino, choć nie pojmuję, co mogło ją przestraszyć z tego, o czem dziś mówiłem przy obiedzie.
— O! ona się lęka wszystkiego. Czasami wychodzi ze swego pokoju blada i spłakana, to znak, że miała nieprzyjemnie sny. Chociaż ją tak bardzo prosiłam, nie chce abyśmy sypiały razem. Utrzymuje, że ma tak, lekki sen, iżby ją moja obecność budziła; być to może i ja budzę się sama mówiąc przez sen. Biedaczka tak się boi, że nawet drzwi pomiędzy naszemi pokojami zamyka na zasówkę, ażeby nie wszedł