Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/54

Ta strona została przepisana.
— 48 —

go bezpieczeństwa udają strachy — kto wie, czy tu się nie dzieje coś podobnego.
Na te przypuszczenia uśmiechnął się Henryk nieznacznie.
— Szwagier pani opowiadał mi, że stawiał straże, zakładał sidła, a wszystko napróżno; słusznie więc przyszedł do przekonania, że duchy są tylko wymysłem ludu.
— Tak, mój szwagier ułożył sobie, że ktoś się zakrada do jego spichrza, ale jak się przekonał, że nic mu nie skradziono, sądzi, iż już nie warto o tem mówić. Z górnej galeryi prowadzą do spichrza wielkie żelazne drzwi, z tak sztucznym zamkiem, że nikt go otworzyć nie potrafi, a klucz zaginął. Na zewnątrz nie ma w nich zamku żadnego, a że drugie wejście zamurowano, nikt się już o te drzwi nie troszczy. Jednakże, gdyby ktoś znalazł sposób otworzenia, to, wyobraź pan sobie, jakie to wyborne byłoby miejsce dla...
— Dla fałszerzy, panno Alino?
— Ach, pan zawsze się śmiejesz, nie jesteś lepszym od innych; to szkaradnie!
— Nie gniewaj się pani — prosił Henryk — nigdy już nie będę śmiał się z tego co pani powie, ale przypuszczenie o fałszerzach.
— Niepotrzebnie się pan tłumaczysz, bo nareszcie wszystko mi to jedno, czy się pan śmiejesz czy nie — zawołała Alinka — myśl pan, co się panu podoba, ja zrobię co powinnam.