Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/59

Ta strona została przepisana.
— 53 —

hultai, z którymi się dotąd musiałem wdawać — wszystko byłoby inaczej. I tobie Małgorzato byłoby lepiej na starość, wynagrodziłbym ci sowicie wszystko, co dla mnie zrobiłaś.
Stara kobieta, skłonna do łez, jak wogóle wieśniacy, zaszlochała gorzko:
— Święta Jadwigo! tak dobry poczciwy panicz, i tak mu się nie powodzi! Tak, tak, bezbożnicy żyją sobie wspaniale i wesoło, a...
— Cicho stara — ona jest aniołem, chociaż do nich należy.
— Ona anioł! — zawołała z oburzeniem Małgorzata — piękny mi anioł! dumna i nieprzystępna jak nie wiem co.
— Ciszej, ciszej... mógłby nas kto podsłuchać; dla czegóż powiadasz, że ona dumna i nieprzystępna?
— A przyszła choć raz do starej Małgorzaty? Gdzie tam! jak mnie spotka, to się usuwa jak przed jadowitym gadem.
— Ona temu niewinna, musi słuchać.
— Nie bardzo tam ona dba o to, co on pozwala lub nie. Gdyby wiedział, że codzień w nocy...
— Cicho Małgorzato, nie rozprawiaj o rzeczach, których nie rozumiesz.
— Nie rozumiesz, niech i tak będzie; czy nie robię dla panicza wszystkiego, co tylko jest w mocy biednej starej kobiety?