Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/65

Ta strona została przepisana.
— 59 —

— Cóż więcej, cóż więcej?
— Więcej? Chi, chi, a cóż panicz chce jeszcze więcej? Prawda, przedwczoraj ten piękny chłopiec wyleciał w nocy do ogrodu, i kręcił się po krytym chodniku, jakby czegoś szukał, może ducha spotkać się spodziewał. Chi, chi; jego własny służący to widział i Reginie powiedział w sekrecie.
— Przedwczoraj? Więc to był on; wdarł się nawet na górę; przez długi czas stał przy żelaznych drzwiach, jakby się dziwił, że zamknięte. Do pioruna! Gdybym był wiedział, że to on!
— Widzieliście go zatem paniczu?
— W nocy poznać nie mogłem.
— Ach, ach, taka święta, niewinna — drwiąco szepnęła stara.
— Milcz! Znieść nie mogę tonu, z jakim to mówisz. My się mylimy, mylimy się z pewnością...
I znowu zapadł w głęboką zadumę, kiedy niekiedy wzdychając ciężko.
— Ach, czemuż właśnie teraz rozbolała mnie ta noga przeklęta! Nie potrafię wdrapać się po filarze jak dawniej; poszedłbym do Kamilli, powiedziałaby mi prawdę. O ta noga!
Małgorzata tymczasem przyrządziła wygodne posłanie dla swego gościa.
— Ot, lepiej, byście się położyli paniczu — rzekła — ludzie się już zaczynają ruszać, zajrzałby kto