Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/71

Ta strona została przepisana.
— 65 —

Kamilla wstrząsnęła głową.
— I teraz odpowiem to samo: to niepodobna. O, czemuż kładziesz taki warunek naszemu szczęściu!
— Czemu? czemu... o Boże mój! Ponieważ wzajemne zaufanie jest bóstwem domowego ogniska, a ty je czynisz niemożliwem między nami.
Rysy Kamilli przybrały wyraz poważny.
— Jak widzę, nigdy się nie zrozumiemy — rzekła — ja na pytanie twoje nie mogę odpowiedzieć i wskutek tego, tracę twoje zaufanie. Pocóż więc męczymy się tylko daremnie? Jeśli taki stan rzeczy jest ci naprawdę nieznośnym, gotowa jestem dom twój opuścić.
Usta jej drżały nerwowo, a w oczach błyszczały łzy. Werthart patrzył w ziemię ponuro. Nie mieli jednak czasu powiedzieć sobie ostatnich, a może bolesnych słów, bo w najkrytyczniejszej chwili wpadła między nich Alinka, zarumieniona, z paląeemi gniewem oczyma. Dziewczyna tylko co stoczyła nową walkę z Henrykiem; zajęta sobą nie zwracała uwagi na bladość i pomieszanie siostry i szwagra.
— Ach ten przebrzydły pan Henryk! — zawołała — żebym najspokojniej, najpoważniej zaczęła z nim rozmowę, zawsze się musimy pokłócić. Będę szczęśliwa doprawdy, jak sobie już raz pojedzie!
I dalej w tym tonie zaczęła wylewać swe skargi, nie zważając na usposobienie swych słuchaczy; dopie-