Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/77

Ta strona została przepisana.
— 71 —

Mówiąc to, objął rękoma wyszczerbiony filar, by po nim wdrapać się na górę. W tejże chwili dwa silne ramiona chwyciły go z tyłu i ściągnęły na ziemię.
— Mam cię nareszcie! — zawołał jakiś głos, a ogorzała twarz nieznajomego pochyliła się ku niemu.
Wszelkie usiłowania wydobycia się z tej niespodziewanej zasadzki były daremne; Henryk leżał na ziemi, a nieznajomy jego nieprzyjaciel klęczał mu na piersiach.
— Nie waż mi się ruszyć! — szepnął tenże — nie waż się ruszyć, tylko odpowiadaj na moje pytania.
Henryk ruszył ręką, chcąc uchwycić rewolwer.
— O cóż ci chodzi? Co chcesz wiedzieć — zapytał, ostro się wpatrując w przeciwnika.
— Gdzie się wybierałeś po tym filarze?
— Gdzie? na galeryą!
— Do niej! — zasyczał nieznajomy — przyznajesz zatem.
— Nie mam się do czego przyznawać.
— A jednak znasz tajemne przejście? Nikt inny nie mógł ci o niem powiedzieć, tylko ona!
To już nie był zwyczajny rozbój, jak z początku myślał Henryk, ale jakaś romantyczna awantura.
— Gdybyś był łaskaw trochę jaśniej się tłumaczyć, porozumielibyśmy się łatwiej — rzekł Henryk, przybliżając coraz bardziej rękę do rewolweru. — Uwol-