Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/78

Ta strona została przepisana.
— 72 —

niłoby mnie to z nader niemiłej pod twemi kolanami sytuacyi. Któż jest ona, o której mówisz?
— Ani słowa więcej! — krzyknął nieznajomy — nie doprowadzaj mnie do ostateczności, bo gotów jestem zamknąć ci usta na wieki.
Przy tych słowach spostrzegłszy, że Henryk wyciąga ostrożnie rękę, chwycił go za nią i przytrzymał mocno, ale ten właśnie ruch gwałtowny pozwolił napastowanemu drugą rękę wyswobodzić. Korzystając z tego, uderzył z całej siły przeciwnika w piersi i odepchnął go o kilka kroków od siebie. Odurzony mocnym ciosem nieznajomy, w parę sekund dopiero rzucił się napowrót z wściekłością do walki. Przez krótką chwilę wolności Henryk zdołał powstać z ziemi i odwieść kurek rewolweru. Jednocześnie krzyk przeraźliwy rozległ się za nimi.
— Nieprzyjacielowi przychodzą posiłki — pomyślał Henryk, zwracając machinalnie rewolwer ku nowym przybyszom.
W mgnieniu oka postać jakaś rzuciła się między zapaśników, ręka Henryka drgnęła, potrącona niespodzianie... strzał padł...


∗             ∗


Kamilla nie przeczuwała nawet, jak dramatyczna scena ma się odegrać w krytym chodniku, a jednak nie mogąc usnąć, niespokojna i skłopotana, co chwila