Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/82

Ta strona została przepisana.
— 76 —

mdlonej, której złote włosy, rozwiane, zasłaniały twarz i w obfitych splotach leżały na ziemi.
— Arturze! ja tu jestem — zawołał w odpowiedzi głos Kamilli z galeryi. — Przebacz mu, nie gniewaj się, to Bronisław!
— Nic nie rozumiem; ależ tu, ach to Alinka! panie poruczniku, może pan przynajmniej potrafisz mi wytłumaczyć.
— Sądzisz pan, że ja sam pojmuję choć trochę co się tu stało? — odparł Henryk. — Wiem tylko, że zmuszony byłem bić się z jakimś człowiekiem.
— Ze mną! — dokończył Bronisław.
Werthart zwrócił się w stronę, zkąd głos ten dochodził.
— I ty także tutaj? No, to już nikogo chyba nie brakuje!
— Nie spodziewałeś się widzieć mnie tutaj, nieprawdaż? W tej chwili jednak, zdaje mi się, nic ci wyjaśnić nie mogę. Stoję tu, bo kroku zrobić nie jestem w stanie. O moja noga! Pomimo, że się o filar opierał, widocznem było, że już się utrzymać nie może; przy ostatnich słowach osunął się, jęcząc, na ziemię.
— I jego raniłem! — zawołał Henryk przerażony.
— To aż do strzelania przyszło?
— Boże mój! cóżem winien, że mnie ten nieznajomy napadł z tyłu, a panna Alina niespodzianie rzuciła się między nas.