Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/85

Ta strona została przepisana.
— 79 —

muszę się zgodzić z panem i przyznać, że kobiety są do niczego w chwilach niebezpieczeństwa.
— Ale mi pani powiesz przecie, coś tam robiła po nocy?
— Łatwo się domyśleć. Prosiłam pana, żebyś zechciał kilka godzin z duchami przepędzić, a pan tylko wyśmiewałeś się ze mnie; musiałam więc sama...
— Cicho, Alinko, nie mów tak dużo — przerwał Werthart, zbliżając się do łóżka — lekka to wprawdzie rana, ale prawdopodobnie dostaniesz gorączki, trzeba więc uważać na siebie i leżeć spokojnie.
— A cóż się stało z tam tym? — spytał Henryk.
— Nogę ma zwichniętą, a prócz tego mocnej dostał gorączki; zanosi się widocznie na ciężką jakąś chorobę. Powiedz mi pan, poruczniku, coście wy tam za rozprawę mieli? On się nie chce przyznać do niczego.
— Albo ja wiem; napadł mnie z tyłu i powalił na ziemię.
— No dobrze, ale po coś pan tam chodził?
Henryk zaciął się.
— Ten chodnik tak mnie zaciekawił... te filary i zagłębienia w murze takie tajemnicze... A głównie duchy i strachy.
Tu im przerwała Kamilla.
— Arturze proszę cię, pójdź ze mną do Bronisława. Obawiam się... jakieś go szaleństwo napada