Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/90

Ta strona została przepisana.
— 84 —

przecież i on ma doświadczenie i zna się trochę na tem.
Nie przydały się na nic uspakajające wyrazy i prośby Kamilli, Alinka wyraźnie choć z cicha mówiła dalej:
— Powiedz mu, że nigdy naprawdę nie gniewałam się na niego; że nie powinien sobie nic wyrzucać. Gdybym go posłuchała, nie poszłabym do galeryi. Tak, niech sobie żadnych nie robi wyrzutów.
— Dobrze, wszystko jutro mu powiem, tylko się uspokój teraz.
Alinka potrzęsła głową.
— Nie, musisz mnie pierwej wysłuchać. Powiedz mu jeszcze, iż miał słuszność utrzymując, że nie należy się narażać na niebezpieczeństwa, jeśli brak sił do zniesienia ich; a przecież tak mi dobrze, tak błogo na myśl, że obroniłam go od tego strasznego człowieka. On przecież nie winien, że rewolwer wystrzelił. Tak, on temu nie winien, a ja taka szczęśliwa... on żyje... nic się na niego nie gniewam. Przyrzeknij mi, że powiesz mu to wszystko, jeśli — tu przycisnęła blade usteczka do ucha siostry i szepnęła — jeśli ja umrę, Kamillo.
Obie siostry trzymały się czas jakiś w uścisku, obie płakały.
Doktor nadjechał, opatrzył ranę Alinki, zapowiedział małą gorączkę i z Werthartem przeszedł do