Strona:PL M Koroway Metelicki Poezye.djvu/114

Ta strona została przepisana.
106

Skały wyżłabiał ręką dzielnej mocy...
Nam niewieściuchom rzuciłby krzyk wzgardy!...
W pobliżu jaskiń na wyniosłej skale
Dziś opuszczone stoi Czufut-Kale,
Jeszcze niedawno pobyt karaima,
Lecz w inne strony penaty i lary
Poniósł wyznawca jeno świętej kary
I tylko stróż tam straż swą wiernie trzyma,
I po ruinach tylko wiatr się szasta
I jako upiór sterczy szkielet miasta.
Znów widzę skał dwu przeciwległe masy,
Zbrojne w kamiennych mocnych skał pancerze,
Grożące sobie, jako dwaj rycerze —
Na śmierć gotowi rozpocząć zapasy.
Nim bój nastąpi, głazów zimnych wnętrze
Mnich, obietnice czyniąc najgorętsze
Obrał za dom swój, wykuł klasztor w głębi
I ascetyczne dla swej braci cele,
W pogardzie mając świata ziemskie cele,
Wszelką skrę ludzką wśród granitów ziębi,
I trapi ciało umartwienia biczem,
Pociesza ducha życiem pokutniczem.