Strona:PL M Koroway Metelicki Poezye.djvu/173

Ta strona została przepisana.
166

Kiedy już zapadł wóz ognisty,
W otchłaniach złota roztopiony,
To śnieg Kaukazu w oka mgnieniu —
W odcień purpury ozdobiony —
Błyszczy we mroków oddaleniu;
Lecz blask promienia tego marny:
W pustyni światła nie roznieci,
Niczyjej drogi nie oświeci
I sam zapadnie w pomrok czarny...


XV.

Krewnych, sąsiadów nieszczęśliwy
Orszak wyrusza w drogę smutnie.
Hudał, targając włos sędziwy,
W milczeniu rażąc pierś okrutnie,
Po raz ostatni już dosiada
Białogrzywego swego konia.
I pochód ruszył. Do ustronia
Trzy doby dążyć mu wypada.
Tam — gdzie praojców leżą kości,
Czeka przybytek spokojności...
Był przodek jeden u Hudała,
Grabił, rabował wciąż dopóty,