Strona:PL M Koroway Metelicki Poezye.djvu/191

Ta strona została przepisana.
183

Lecz on nie płakał... W piersi jęki
Zamarły... Wszakże bladość czoła
Świadczyła, że już nie podoła
Boleściom, sroższej nad śmierć męki.
To pojął Anioł... Któż nie pojmie,
Że gdy najżywsza boleść dojmie,
Ją pieczętuje chłód milczenia?...
Schnie źródło łez!... To są rękojmie
Nadziemskich bólów... to cierpienia!

I Aniołowi myśl przychodzi,
Aniołów godna: męczennika
Za boleść ciężką wynagrodzi,
Bo przecież Stwórca nie zamyka
Nikomu drogi pocieszania:
Więc Anioł pierś swą wnet odmyka
I duszę w trupa on wyłania...
O cuda! Ada ożywiona
Anielską duszą! Krwi strumienie
Zabiły tętnem w środku łona,
I błysły oczu jej promienie.
Tak Anioł Śmierci się połączył
Ze wszystkiem, czem świat ziemski miły,
Lecz z niebiosami się rozłączył
I pozbył dawnej cudnej siły.