Strona:PL M Koroway Metelicki Poezye.djvu/194

Ta strona została przepisana.
186

Pustyni ciszę w burzę zmieni;
Więc, by powiększyć siłę mężów,
Ja do jednego z królów w służbę
Podążę i mam dobrą wróżbę,
Że nie powrócę — pokonany,
Nie! prędzej po bezmiarach morza
Gonione wichrem wód bałwany,
Skąd wyszły, wrócą, w kraj im znany...
Nie ściśnie szyi mej obroża!
Niejedną cię ozdobię perłą
I złotem, kinę się, moja droga!
Zostawię sobie sławy berło,
Że zwyciężyłem mężnie wroga —
I żyć będziemy, jak u Boga...
Ja wiem, że nigdy miłość jeszcze
Nie pogardzała wrzawą wojny,
Dla tego jam dziś niespokojny;
I gdybyś chciała ty... Nie!... dreszcze
Przechodzą... Jutro krew się toczy...
Chcę działać śmiało, wciąż na czele,
Bez lęku!... Co ci?... we łzach oczy!
Ty płaczesz?... Czegóż, mój aniele?“
Dziewica-Anioł odpowiada:
„Czyś widział kiedy, jak cień pada