Strona:PL M Koroway Metelicki Poezye.djvu/198

Ta strona została przepisana.
190

Wnet krew się z niego potoczyła
I pobielały lic jagody,
I nie przemówił ani słowa,
Gdy nad nim hufce przeleciały,
I gdy zabrzmiała pieśń bojowa —
Dzwon pogrzebowy jego chwały.

Gdzie góra kręta i wysoka,
Na bitwę tam patrzała Ada
I wytężała siłę oka;
Za okiem sama lecieć rada.
I boleść żarła ją głęboka:
Wysoko pierś się jej wznosiła.
I serce biło tam w bojaźni,
Zwiększonej mocą wyobraźni,
I łza wciąż lica jej rosiła...
O Boże! w blasku takich oczu,
Czem sławy ziemskiej marna siła?...
Utonąć wiecznie w ich przezroczu!...
Pocóżeś pragnął krwi, szalony?
Straciłeś skarb nieoceniony...
I nie wiedziałeś: Anioł tkliwy
Opuścił raj, w ten świat burzliwy
Przyleciał, żeby serce Ady
Ożywił, żeby cię pocieszył;