Strona:PL M Koroway Metelicki Poezye.djvu/203

Ta strona została przepisana.
195

Z gwiazd wielu, które niebo chowa,
Zabłysła w światów tych odmęcie
Przedziwna gwiazda brylantowa.
Blaskami swemi tak igrała,
Jak gdyby wcale nie wiedziała,
Że blaski świetne jej złociły
Ofiary wojny i mogiły...
Zoraim pragnął też namiętnie
Pieszczotom Ady odpowiedzieć,
Lecz wszystko, co mógł jej powiedzieć,
To mówił ciemno, zimno, smętnie.
Łez ogień Ady na jagody
Lubego pada, lecz jak lody
Już zimne one. Już kroplami
Krew rana sączy i bez mocy
Zoraim leży; jak duch nocy,
Porusza, kracząc, sęp skrzydłami...
Na Adę spójrzał pochyloną
Po raz ostatni już młodzieniec,
Na gwiazdy jasnej złoty wieniec...
I powstał... Odetchnęło łono...
I umarł... Ciało Zoraima
Z sinemi usty i z oczyma
Zbladłemi w trupa się zmieniło:
Oblicze miłe dziś straszyło.