Strona:PL M Koroway Metelicki Poezye.djvu/29

Ta strona została przepisana.
21

Kiedym w rozpaczy nurzał się toni,
Światu złorzeczył i sobie,
To za dotknięciem miękkiej Twej dłoni
Jam się ukajał w żałobie.
I jak przed słońca złotym promieniem
Grzmotne pierzchają pioruny,
W słodycz mieniłaś rzewnem spójrzeniem
Gorzkie życiowe piołuny.

A tak czy świat mi jaśniał uśmiechem,
Czylim w noc tonął bezdenną,
Niebios błękitnych byłaś mi echen,
Słupem Mojżesza przedemną!
Kiedy w rozgwarnem miasta mrowisku
Dłonie się nasze spotkały,
Zbiegły się dusze w jednym uścisku,
Jak dwie siostrzyce witały.
Toż dziś nam ślubne ścielą kobierce,
Zabrzmi nam: „Veni“ radośnie,
Odtąd myśl z myślą, z sercem się serce
W zgodną harmonią nam zrośnie...

I Ty mi będziesz wiarą, nadzieją,
Mym opiekuńczym aniołem,
Będziesz nowego życia koleją,
Mego zapału sokołem!