Strona:PL M Koroway Metelicki Poezye.djvu/33

Ta strona została przepisana.
25

Snać dla ważnej przyczyny ta ludzka istota w noc taką opuszcza bezpieczny przytułek... Nie ulękła się rękawicy rzuconej przez groźnego wroga... walczy z burzą, cierpliwie z zasp śniegowych wydobywa nogi... i tak porusza się naprzód, chwiejnym krokiem kierując się w stronę głównego miasta...
Gdy opuściła przedmieście, poszło już jej łatwiej. Na niektórych przynajmniej ulicach śniegu było niewiele, a chociaż latarnie miejskie drżące i słabe światło lały, jednakże rozpraszały miejscami ciemność i dalszą wskazywały drogę; więc posuwała się kobieta szybciej i krokiem pewniejszym...
Ale dlaczego tak często ogląda się? Czy obawia się pogoni?... Czemu drży?... Ha! zbrodniarka.
Tego też pewno był zdania idący naprzeciw niej stróż bezpieczeństwa... Stanął przy latarni, obejrzał kobietę od stóp do głowy, a dostrzegłszy zawiniątko, mruknął: „Jest pszczółka w ulu“... Gotów był już ją przyaresztować. Wtem zawiniątko wydało głos niemowlęcy... Nowicyusz, od wczoraj pełniący obowiązki stójkowego, dał pokój kobiecie...