się obawiali, że skauci polscy nic umieć nie będą, więc też cicho na uboczu siedzieć powinni!
Nie wiem, z jakiego powodu Szkoła Miejska przy Oxhill Road w Birminghamie prosiła nas o zwiedzenie swoich zakładów. Dyrektor tej szkoły, p. Leonard Challenor, kilkakrotnie posyłał swego zastępcę i swoich skautów do obozu, ażeby ustalić czas wizyty Polaków w jego szkole. Ostatecznie »wytrzasnęliśmy« godzinę czasu we wtorek przedpołudniem.
Gdyśmy dojechali tramwajem do ostatniej stacji, zastaliśmy już w dwuszeregu dziewczęta ubrane w bieli i chłopców. Prawie wszyscy mieli w rękach małe chorągiewki o barwach narodowych angielskich i innych narodów. (Nie wiedziano, jakie barwy ma nasz narodowy sztandar, więc wzięto barwy wszystkich państw.) Z muzyką szkolną przeszliśmy kilka ulic i wszedłszy na wielki dziedziniec, znaleźliśmy się w obrębie angielskiej szkoły.
Jest to szkoła początkowa, jedna z kilku szkół miejskich w Birminghamie. Ma około 800 chłopców i 1.200 dziewcząt. Klas ma 12, ale inaczej podzielonych niż u nas, tak, że nie zawsze przechodzi się z niższej klasy do bezpośrednio wyższej, ale i klasy i podział uczniów przekształca się stosownie do aktualnych potrzeb. Najniższe klasy obejmują dzieci od lat 5 do 7 (infants), dalej idą oddziały dla uczniów do lat 12 (juniors) i dla uczniów do lat 14, a nawet 15 (seniors).
Szkoła nie znajduje się w jednym wielkim budynku, lecz w wielu małych, parterowych (przeważnie) lub jednopiętrowych domkach z czerwonej cegły. Domki te z trzech stron otaczają wielki wysypany żwirem dziedziniec, który z czwartej strony wygląda na cichą ulicę.