Strona:PL Małkowski - Jak skauci pracują.djvu/22

Ta strona została przepisana.

mienie słoneczne do czerwonych domków robotniczych.
Do tego okopconego miasta przybyli skauci ze wszystkich słonecznych zakątków Wysp Brytyjskich, z dolin szkockiego pogórza, z nizin Jorkszyru, z zielonych pól Irlandji i ze szczytów Walji; przybyli inni — z dalekich zamorskich kolonji, z wiecznie zielonej, najmilszej i najzdrowszej pod słońcem Rodezji, z odległego o 7 tygodni drogi morzem Szanghaju — i z naszej Polski.
Choć mowa ich, wygląd i zwyczaje były różne, przybysze uważali się za braci. Sprawiło to jedno dla wszystkich Prawo Skautowe, pod którego hasłem powstały te liczne szeregi i razem obok siebie do przeglądu stanęły.
Przybyli z dziarskimi postawami i nieodstępnym uśmiechem — i swoją wesołością ożywili, swoimi wielobarwnymi strojami ukwiecili posępne ulice miasta.
Na północ od miasta rozciąga się wielki park, odstąpiony na obóz skautów przez życzliwego magnata. Tam wznieśli miasto namiotów, które pewnego dnia pomieściło tylu ludzi, ilu Polaków liczą Kielce, Tarnów i Toruń razem wzięte.
Na zachodzie miasta leży olbrzymi zbiornik wód. Dokoła tego osobno skupili się skauci morscy.
W samym środku miasta wznosi się olbrzymia sala, a raczej dach konstrukcji żelaznej, spiętrzony nad pustą i szeroką przestrzenią. Tu skauci wnieśli wykonane przez siebie w domu prace i postawili warsztaty, zamieniając pustkowie jakby za dotknięciem różdżki czarodziejskiej na tętniący pracą ul, obejmujący tysiące różnych przedmiotów i umajony kwieciem skautowego ogrodu.
Pracy, którą tam polscy skauci widzieli, przyglądnijmy się najpierw.