mnego rodzinnego kąta, aby rozpierzchnąć się na wsze strony, na kwiaty sąsiednich pól i lasów, aby zaludnić słoneczne strefy, ożywić swoim brzękiem słodkie godziny, i aby znów z kolei poświęcić się pokoleniu, zajmującemu już jego miejsce w kołyskach.
A od kogo zależną jest sama królowa-matka? Od pożywienia, które otrzymuje — sama bowiem nigdy go nie bierze; karmiona jest jak małe dziecko przez te same robotnice, które zamordowuje jej płodność. A pożywienie to z kolei wydzielane jej przez robotnice, przystosowane jest do obfitości kwiatów i do łupu, przynoszonego przez zbieraczki miodu i pyłków. I tutaj więc, jak we wszystkiem na świecie, część koła pogrążona jest w ciemności; i tutaj, jak wszędzie, najwyższy rozkaz przychodzi z zewnątrz, wydaje go nieznana potęga — a pszczoły ulegają, tak samo jak my, bezimiennemu władcy koła, które obraca się dokoła własnej osi, druzgocząc przy tem wprowadzające je w ruch motory.
Ktoś, komu niedawno pokazywałem w jednym z moich szklannych ulów ruch tego koła tak, widocznego jak wielkie koło zegara, ktoś, oglądający zblizka nieskończone