Strona:PL Maeterlinck - Życie pszczół.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.
168
MAURYCY MAETERLINCK.

cych w cieniu swój całun, trzepoczących skrzydełkami i tańczących w celu utrzymania potrzebnego ciepła — oraz jeszcze w jakimś bardziej niepojętym celu, taniec ich bowiem polega na pewnych nadzwyczajnych i rytmicznych drganiach, które muszą chyba mieć jakąś przyczynę, nieodgadniętą sądzę, przez żadnego z badaczy.
Po upływie kilku dni, wieczka tego mnóstwa urn (w bogatym ulu bywa ich do 60-iu lub 80-iu tysięcy) pękają — a w utworzonej szczelinie okazuje się para dużych czarnych i poważnych oczu, poprzedzonych przez macki, które badają już otaczającą je, sferę, gdy jednoczeście ruchliwe głaszczki szczękowe kończą rozszerzanie otworu. Wnet przybiegają mamki, dopomagają młodym pszczołom do wyjścia z więzienia, podtrzymują je, oczyszczają, gładzą i przynoszą im na końcu swoich języczków pierwszą kroplę pożywienia. Młode przybyszki z obcej krainy są jeszcze nieco oszołomione, blade i drżące. Mają pozór bezsilnych, wynędzniałych staruszek, które wymknęły się z objęć śmierci, lub podróżniczek, okrytych puszystym pyłem nieznanych dróg, wiodących do narodzin. Po za tem pszczoła jest już skończona od stóp do głowy, wie odrazu wszystko, o czem wiedzieć powinna i — podobnie jak dzieci z ludu, które dowiadują się odra-