obcego dla nich klimatu, niepodobnego do tego, jakiego pamięć wiernie pomimo wszystko przechowały, padają, zwyciężone przez nadchodzącą zimę. Tą wtedy ofiarami, tak zwanej, „gorączki rojenia“, która jest — podobnie do zwykłej gorączki — rodzajem zbyt gwałtownej reakcyi życia, reakcyi, przekraczającej zakres swojego celu, zamykającej koło i znajdującej śmierć.
Żadna z decyzyi, jaką mają one powziąć, nie zdaje się narzucać sama przez się — i człowiek, pozostający obojętnym tylko widzem nie może odgadnąć, którą z nich obiorą. O ile jednak wybór ich jest uzasadniony, dowodzi tego fakt, że jesteśmy w stanie wpłynąć nań, nawet go postanowić — przez zmienienie pewnych warunków, zwężenie np. lub rozszerzenie udzielonej im przestrzeni, wyjęcie plastrów pełnych miodu i podstawienie na ich miejsce plastrów pustych, ale zaopatrzonych w komórki robotnic.
Nie idzie więc o to, aby wiedziały one, czy mają wydać zaraz drugi i trzeci rój. — Możnaby widzieć w tem ostatecznie tylko ślepe postanowienie, zależne od kaprysu i niewyrozumowanych wpływów przyjaznej chwili — nie cała sprawa polega na natychmiastowem i jednozgodnem przedsięwzięciu