Strona:PL Maeterlinck - Życie pszczół.djvu/246

Ta strona została uwierzytelniona.

Stanęliśmy na szczycie płaskowzgórza, w okolicach Caux, w Normandyi, kraju tak bujnym jak park angielski — ale park naturalny i ze wszech stron otwarty — jednym z nielicznych zakątków ziemi, gdzie wieś jest zupełnie zdrowa, tonąca w soczystej, świeżej zieleni. Nieco dalej na północ zagrożona jest przez ostre wiatry; nieco dalej na południe słońce ją nuży i pali. — Na skraju równiny, ciągnącej się aż do morza wieśniacy układali sterty.
„Patrz — rzekł do mnie: oglądani ztąd, jakże są piękni! Zajęci są czynnością tak prostą i tak ważną, stanowiącą — w całem znaczeniu tego wyrazu — szczęśliwy i trwały pomnik osiadłego życia ludzi: składają zboże w sterty. Odległość, powietrze wieczorne — przeistaczają ich wesołe okrzyki w rodzaj pieśni bez słów, wtórującej przyciszonemu szmerowi liści, które gaworzą nad naszemi głowami. Po nad nimi niebo jest wspaniale czyste, jak gdyby przyjazne duchy, uzbrojone w ogniste liście palmowe, zgarnęły całe światło od strony sterty, aby jaknajdłużej mogło przyświecać ich pracy. I ślad palmowych gałązek pozostał na błękicie. — Przyjrzyj się skromnemu wiejskiemu kościołkowi, który góruje nad nimi i strzeże ich z połowy wysokości wzgórza, okolony wieńcem topoli i zielenią wiejskiego cmen-