nędzy; ale i w naturze dzieje się częstokroć nieinaczej. Zrazu nie umiemy wcale korzystać z jej darów, obracamy je na złe, psujemy to, do udoskonalenia czego zdawała się ona dążyć; w końcu jednak, całe to złe wyradza pewne dobro. Zresztą, nie zamierzam wcale wykazać postępu, który — zależnie od obranego punktu widzenia — może być rzeczą bardzo małą, albo bardzo wielką. Zadaniem olbrzymiem, może nawet najprawdziwszym ideałem — jest wyzwolenie człowieka, chociażby w słabym stopniu, ze stanu służalczości, poprawienie trudnych warunków jego bytu; jednakże w oszacowaniu umysłu, oderwanego przez chwilę od wyników materyalnych, przestrzeń, jaka dzieli człowieka, kroczącego na czele rozwoju — od tego, który ślepo wlecze się za nim — nie jest wcale tak znaczna. W gronie tych młodych wieśniaków, w których mózgach błąkają się zaledwie mgliste pojęcia, jest kilku, zdradzających możność zdobycia w krótkim czasie takiego samego stopnia świadomości, do jakiego my obaj doszliśmy. Nieraz zdumiewa nas nieznaczność przerwy, oddzielającej ciemnotę tych ludzi, których uważamy za istoty zupełnie bezmyślne — od najwyższego na pozór uświadomienia.
Strona:PL Maeterlinck - Życie pszczół.djvu/253
Ta strona została uwierzytelniona.