Strona:PL Maeterlinck - Życie pszczół.djvu/261

Ta strona została uwierzytelniona.

sprawiedliwości, usiłujące oderwać mu skrzydełka, przepiłować spoidło, łączące grzbiet z brzuchem, odciąć drżące macki, zwichnąć łapki i znaleźć szczelinę w pierścieniach odwłoka, aby zatopić w niej ostrza swoich żądeł. Olbrzymi, ale bezbronni, nie myślą o walce, starają się tylko umknąć lub poddają, spadającym na nie, ciosom — spłaszczone swoje cielska. Obaleni grzbietami na dół, niezdarnie wstrząsają koniuszczkami swych silnych łapek nieprzyjaciółki, które, albo starają się nie wypuszczać zdobyczy, albo też, kręcąc się w kółko, pociągają za sobą całą czeredę w szalony, ale szybko słabnący wir. — Po upływie kilku chwil są oni tak wyczerpani i nędzni, że miłosierdzie, które zawsze tkwi w głębi naszego serca w najbliższem sąsiedztwie sprawiedliwości, bierze górę — i pragnęlibyśmy — ale, niestety usiłowania nasze byłyby nadaremne — błagać o litość te surowe robotnice, które znają tylko suche, głęboko ukryte prawo natury. Skrzydła nieszczęsnych ofiar są poszarpane, pierwsze członki stóp wyrwane, macki wygryzione — a wspaniale czarne oczy, zwierciadła kwiatów, latarnie błękitu i naiwnej pychy lata, dzisiaj złagodzone cierpieniem, odbijają już tylko rozpacz i obawę śmierci.