do bajecznego iście grodu. Poznajemy, że jest on zbudowany z tej samej substancyi, jaką i my wydzielamy, zkądinąd jednak stanowi zagadkę, której treścią — niejako zniekształconą, skarłowaciałą i skoncentrowaną — bardziej jeszcze czujemy się oszołomieni, aniżeli, gdybyśmy się znaleźli w obec zupełnej pustki.
Odnajdujemy tu zwykły nasz plan, wszystko jest zgodne z naszem pojęciem, ale jakgdyby tylko zapoczątkowane, zdławione w samym zarodku przez wyższą siłę, która nie pozwoliła rozwinąć się całej tej budowie. Domy, które powinny strzelać na cztery lub pięć piętr w górę, tworzą małe wypukłości, dające się przykryć obiema rękami. Tysiące ścian zaznaczonych jest kreskami, stanowiącemi zarazem ich kontur i materyał, z którego będą wybudowane.
Zkądinąd dużo jest błędów, wymagających sprostowania, przepaści, które trzeba będzie zapełnić i harmonijnie połączyć z całością, ogromne grzęskie płaszczyzny, które należy podeprzeć; jakkolwiek bowiem dzieło, jakie znaleźliśmy jest niespodzianką, pełno w niem jednak niebezpieczeństw i braków. Powstało ono w umyśle wielkim, który odgadł większość naszych pragnień, ale który — w skutek samego swego ogromu — wykonał je w grubych zaledwie zarysach.
Strona:PL Maeterlinck - Życie pszczół.djvu/278
Ta strona została uwierzytelniona.