ko maleńką cząstkę ich rozmów i że wydają one całą masę dźwięków, których nasze narządy słuchowe nie są w stanie przyjmować. W każdym razie, przekonamy się później, że umieją one porozumiewać się ze sobą i udzielać sobie wiadomości zdumiewająco szybko i kiedy np. wielki łupiezca miodu, olbrzymia zwierzchnica (Sphinx Atropos), — ponury motyl, noszący na grzbiecie trupią czaszkę, i wydający specyalne. jemu tylko właściwe, ostre i przykre dźwięki, — wtargnie do ula, wnet fatalna nowina obiega cały domek i dreszcz grozy przejmuje całą ludność, zacząwszy od odźwiernych i skończywszy na robotnicach, pracujących w głębi, na ostatnich plastrach.
Przez długi czas sądzono, że rozstając się ze skarbami swojego królestwa, puszczając się w nieznaną dal, te mądre, takie oszczędne, wstrzemięźliwe i tak zwykle przewidujące pszczoły, ulegają nagłemu jakiemuś i fatalistycznemu szałowi, instynktownemu popędowi, prawu gatunku, nakazowi natury, tej sile, słowem, która pozostaje niepojętą dla wszystkich istot i po wsze czasy. Czy dotyczy to pszczół, czy ludzi, zawsze lubimy nazywać fatalizmem każdą siłę, której nie rozumiemy. Obecnie jednak ul zdradził już dwa