Strona:PL Maeterlinck - Życie pszczół.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.
90
MAURYCY MAETERLINCK.

gdzie sądzi, iż jest złapaną w sidła) ale bez maski i zasłony, o ile ma już nieco doświadczenia, oblawszy zimną wodą, obnażone do łokci, ręce, zbiera rój, otrząsając silnie po nad obalonym ulem, dźwigającą gałązkę pszczoły. Grono spada ciężko do ula, niby owoc dojrzały. Albo też — o ile gałąź jest zbyt mocna — czerpie on za pomocą łyżki i opuszcza, dokąd chce, żywe kiście, zupełnie jakby rzucał w rychłą ziemię pszeniczne ziarno. Nie ma racyi obawiania się pszczół, brzęczących dokoła niego i okrywających zwartą masą jego twarz i ręce. Wsłuchuje się w ich natchniony śpiew, tak niepodobny do gniewnego brzęku. Spokojny jest zupełnie, że rój nie rozdzieli się, nie podrażni, nie rozsypie się lub nie odleci. Mówiłem już, że dnia tego tajemnicze robotnice tak świąteczny mają nastrój, tak pełne są wiary i ufności, iż nic nie jest w stanie zamącić pogody ich umysłu. Oderwały się od skarbów, których musiały bronić i nie odróżniają już swoich nieprzyjaciół. Szczęście uczyniło je nieszkodliwemi a są szczęśliwe niewiadomo dla czego: chyba dla tego, ze spełniają prawo zasadnicze. Każda istota ma taką chwilę ślepego szczęścia, zgotowanego jej przez naturę, pragnącą osiągnąć swój cel. Nie dziwmy się pszczołom, że