Strona:PL Mantegazza - Rok 3000-ny.pdf/60

Ta strona została przepisana.

mężczyzną, co go uchwycił, wystarczyli do złożenia sądu, zwanego „Sądem Siedmiu“.
— Dlaczego ukradłeś pomarańczę? — spytał sędzia delikwenta.
— Bo mi się pić chciało.
— Ale ta pomarańcz nie należała do ciebie.
— Nie, ale przekupka miała ich setki i tysiące.
— To niczego nie dowodzi. Pomarańcze wszystkie do niej należą. Powinieneś był ją o jedną poprosić, lub kupić. Ukradłeś i musisz iść do Domu Sprawiedliwości.
— Właśnie schodzę do miasta, — odparł jeden z siedmiu, — i mieszkam w bliskości. Sam go tam zaprowadzę. Proszę mi dać wyrok.
Jeden z siedmiu na kartce napisał:
„Młody chłopiec ukradł pomarańczę.“
Wszyscy siedmiu podpisali, a jeden oddalił się z delikwentem, który poszedł za nim wprawdzie bez oporu, ale z bardzo znękaną miną.
Po chwili uprzedni porządek zapanował.
— Widzisz, Marjo, — rzekł Paweł, — byłaś świadkiem sądu i wydania wyroku i tak się też to odbywa przy wszelkich mniejszych lub większych przewinieniach. W tym wypadku chodziło o kradzież pomarańczy, a gdyby ten chłopiec był ukradł komu brylanty, albo nożem kogo pchnął, tak samo wołanoby zewsząd: „sprawiedliwości!“ Tak samo zebrałoby się siedmiu uczciwych ludzi, wydałoby wspólny sad i odesłało winnego do domu sprawiedliwości.